Miasto Tristan

Jesteś już blisko miasta, widzisz już najwyższe wieżę Akademii oraz wkraczasz na drogę wysadzaną kamieniami i żwirem. Przechodzi obok ciebie kilka młodych par, które cieszą się życiem, chodząc po pięknym środowisku wokół Tristan. Gdy idziesz dalej, dostrzegasz bramę, a przy niej trzech ciężko uzbrojonych gwardzistów oraz osobę, wygladajacą na maga na dość wysokim murze.

Idzie do bramy trochę wolniej aby lekko odsapnąć.
W końcu... dawno tu nie byłem.

Zatrzymuje cię wyższą rangą gwardzista.
- Glejt.
Wyciąga do ciebie rękę.

- Glejt?
Zdejmuje hełm i ciężko wzdycha.
- Kurwa, kiedyś tego nie było potrzeba... Da się dostać jakoś bez glejtu? A jak nie, to jak go zdobyć?

- Nowe procedury od czasu zatrucia burmistrza. Glejt dostaniesz dzięki złożonemu podaniu do Rady Administracji. Bez glejtu się nie dostaniesz, zabijemy cię, gdy tylko spróbujesz wejść.
Widzisz jak nadjeżdża za tobą powóz ze zbiorami z tutejszej farmy.
- Coś jeszcze? Zaraz muszę obsłużyć tamtego nadjeżdżającego farmera...

- Gdzie jest ta Rada?
Zakłada hełm.

- W stolicy, a gdzie indziej?
Farmer krzyczy do ciebie.
- Z drogi, bo cię przejadę!

Odskakuje.
- W stolicy. Jaki ty mądry.
Dyszy ze zdenerwowania, ledwo co powstrzymując się od zmienienia w wilkołaka. Szybko rusza w jakieś ustronne miejsce.
- Nie mogę... nie mogę... nie moge...

Gwardzista zaczyna sprawdzać farmera. W tym samym czasie widzisz uciekającą kobietę przed jakimś chłoptasiem niedaleko ciebie.
- Nigdy nie będę z takim jak ty, zboczeńcu pieprzony!

Łapie kobietę.
- Co się stało moja pani? Nic pani nie jest?

- Weź zabij tamto goniące mnie plugastwo!
Chłopak podbiega do was.
- Zostaw moją kobietę, grzybie.

Jego oczy świecą niebezpiecznie, ustawia kobietę za sobą i podchodzi do tego lalusia po czym łapie go za gardło i podnosi.
- Nie mówi się tak do wilkołaka. Nigdy. Się. Tak. Nie. Mówi. Ty. Jebany. Szczylu!
Podnosi go do góry po czym odrzuca na ziemię. Idzie do niego powoli, jak wilk do swej ofiary.

Chłopak wyciąga srebrny sztylet i szybkim ruchem wbija ci go w udo. Twoja wilcza krew, płynącą w żyłach, zaczyna cię nieubłaganie palić. Kobieta zaczyna krzyczeć.

Zmienia się w wilkołaka i skręca chłopakowi kark po czym wyciąga sztylet i zmienia się w człowieka.
- Ty śmieciu.
Kopie w zwłoki chłopaka tak, że te odlatują. Szybko ubiera zbroję i zapina miecz na plecy. Siada na trawę i próbuje odpocząć.
- Nic, Ci nie jest panienko?

Kobieta czuje się obojętna.
- Gnojek zasrany, dobrze, że zdechł. I nie, nic mi nie jest.
Kobieta przysuwa się do ciebie.
- Co chcesz w zamian, wilkołaku? Seks, upozorowany gwałt, pieniądze?
Kobieta szyderczo i namiętnie uśmiecha się do ciebie.

- Glejt. Glejt chcę i cholernego odpoczynku, żeby mnie kurwa takim gównem atakować... wbijali mi kurwa wielkie srebrne miecze w klatkę piersiową, przebijali moje ciało włóczniami a ten mały gnojek chciał mnie zabić tym małym gównem.
Zdejmuje hełm, jego zęby są nadal kłami, oczy także pozostały wilcze.
- No kurwa...
Zakłada szybko hełm.

- Chłopak ma glejt przy sobie, na pewno. Dzięki za pomoc, do zobaczenia.
Kobieta klepie cię po plecach i odchodzi.

Szybko wstaje i przeszukuje chłopaka, bierze glejt i idzie do bramy.

Gwardzista kończy właśnie sprawdzać farmera, który na swoim drewnianym powozie wypełnionym jedzeniem, wjeżdża do miasta. Odwraca się w twoją stronę z lekko zdziwionym wzrokiem.
- A ty tu czego? Nie masz glejtu, to nie wejdziesz.

Szczerzy się i podaje glejt.
- Ja? Ja nie mam?

- Nie miałeś kilkanaście minut temu i nagle przychodzisz z nim? Nie wierzę, że poszedłeś do stolicy, zdobyłeś glejt i wróciłeś... Co żeś zrobił?
Gwardzista staje na baczność i poważnym wzrokiem patrzy na ciebie.

- Powiem tak. Obroniłem jakąś kobietę. Jakiś dzieciak wbił mi sztylet w udo, w dodatku srebrny.
Mówi te słowa z jadem w głosie.
- No i broniłem siebie. Ten człowiek był niebezpieczny dla otoczenia, chciał także zgwałcić tamtą pannę.
Wzrusza ramionami.
- Byłem strażnikiem miejskim. Znam prawo tego królestwa. Jedno z praw mówi "Gdy ktoś Cię zaatakuje, możesz go zabić i zabrać jego dobra osobiste, bez żadnych problemów." Mówi to paragraf osiemnasty, czterdziestego punktu miast, państw królestwa.

- Jakaś bzdura, nie ma takiego prawa, a na strażnika mi nie wyglądasz. I mówisz, że zabiłeś kogoś, hm?
Podnosi jedną brew i kładzie dłoń na rękojeści swojego stalowego miecza.

- Myślisz, że poradzisz sobie z wilkołakiem?
Odskakuje i przemienia się.
- Na pewno tego chcesz? Miasto Karentina, Kapitan Andre. Nazywam się Kladius. Wyślij gońca to zobaczysz, czy byłem strażnikiem durniu. A teraz, ważniejsza sprawa. Chcesz walczyć?
Staje w pozycji bojowej po czym szczerzy zęby i zaczyna warczeć. Jego oczy zaczynają niebezpiecznie świecić.